Hogsmeade.pl na Facebook
Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska
Strona GłównaNowościArtykułyForumChatGaleriaFAQDownloadCytatyLinkiSzukaj
Logowanie
Nazwa użytkownika

Hasło



Nie możesz się zalogować?
Poproś o nowe hasło!
Shoutbox
Musisz się zalogować, aby móc dodać wiadomość.

~Grande Rodent F 11-03-2024 02:09

Na razie oscary zgodnie z przewidywaniami.
~Grande Rodent F 10-03-2024 22:48

Dzisiaj Oscary będą oglądane...
~Anna Potter F 23-02-2024 01:49

Witajcie.
~raven F 12-02-2024 19:06

Kotecek
~ulka_black_potter F 30-01-2024 19:46

Papa
~ulka_black_potter F 30-01-2024 19:45

myślałam, ze zniknęła na amen
~ulka_black_potter F 30-01-2024 19:45

o, strona jednak ożyła
^N F 29-01-2024 17:11

Uszanowanko
~HariPotaPragneCie F 25-11-2023 14:51

Wiedźma
~Miona F 23-11-2023 00:28

Czarodziej Czarodziej Czarodziej
#Ginny Evans F 22-11-2023 22:07

Duch Duch Duch
~raven F 21-11-2023 20:22

~Miona F 25-10-2023 14:12

hej Uśmiech
#Ginny Evans F 19-10-2023 21:32

Sowa
~TheWarsaw1920 F 24-08-2023 23:06

Duch Duch Duch
~raven F 20-08-2023 23:01

Doszly mnie sluchy, ze sa czarodzieje, ktorzy chcieliby sie wprowadzic do Hogsmeade, a magiczne bariery to uniemozliwiaja. W takiej sytuacji prosze o maila na adres widoczny w moim profilu Uśmiech
^N F 11-08-2023 19:19

Słoneczko
~HariPotaPragneCie F 12-07-2023 20:52

Sowa
#Ginny Evans F 11-06-2023 20:41

hejka hogs! Słoneczko
~Anna Potter F 15-05-2023 03:24

i gościnny naród o czym często nie zdajemy sobie sprawy mówiąc o sobie jak najgorsze rzeczy.

Aktualnie online
Hogsmeade wita:
orehu
jako najnowszego użytkownika!

» Administratorów: 8
» Specjalnych: 61
» Zarejestrowanych: 77,002
» Zbanowanych: 1,625
» Gości online: 230
» Użytkowników online: 0

Brak użytkowników online

» Rekord OnLine: 3086
» Data rekordu:
25 June 2012 15:59
Zobacz temat
Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: Forum
» Twórczość Fanów
»» Kącik kreatywności
»»» [NZ] Joohanne Elizabeth Poesy /// Wariatki Są Wśród Nas
Drukuj temat · [NZ] Joohanne Elizabeth Poesy /// Wariatki Są Wśród Nas
~Peepsyble F
#1 Drukuj posta
Dodany dnia 17-09-2008 22:15
Użytkownik

Awatar

Dom: Hufflepuff
Ranga: Dziedzic Hufflepuff
Punktów: 6158
Ostrzeżeń: 2
Postów: 1,068
Data rejestracji: 26.08.08
Medale:
Brak

Dzieło moje. Może nie najlepsze. Resztę wyjaśnię później. Nie umiałam inaczej zacząć ; p Nie zrażać się krzykami ; ))
__________________________________________________

- Zamknij się! Powiedziałam zamknij się...
- A major mi wspominał...
- No?! Co ci major powiedział? Co?
- ... że na tych wyścigach zachowywałaś się zupełnie jak wariatka. Jako jedyna na całym torze postawiłaś na jakąś Cathelinne...
- Clemence! - wrzasnęłam z drugiego pokoju.
- No dobra niech ci będzie Clemence... W każdym razie powiedział, że jako jedyna postawiłaś na nią dwa patyki a ona w ostatniej chwili wygrała... - Diabeł zaczął robić się siny na twarzy.
- No. - powiedziałam wracając do salonu.
- Gdyby nie wygrała urwałbym ci głowę. No to gdzie moje cztery tysiaki?
- Twoje? - warknęłam strasznym głosem trzęsąc się z furii. - TWOJE?!
- Ano moje. Zapomniałaś, że jesteś mi winna? - Diabeł robił się coraz bardziej bezczelny.
- JA ci jestem WINNA?! Wypchaj się sianem!
- Moje oczekiwania...
- A w buty wsadź te swoje oczekiwania! Nie oddam i już! - Odpowiedziałam wyniośle i odwróciłam się do niego plecami.
- No, dobra, ale chociaż się dowiem gdzie one są?
Tak, tak, jasne. Uważaj, bo ci powiem. Puknij się w globus, żebyś mi zabrał? Chociaż i tak już mi nie zabierzesz, twoje sztuczki dawno się skończyły.
- Nie ma - odparłam po chwili. - Wydałam.
Diabeł zaniemówił. Jego oczy zrobiły się okrągłe i zrobił się zielony na twarzy. Wierzył mi - nigdy go jeszcze nie okłamałam.
- C... ccc... co? Boże, co ja z tobą mam...
- Wydałam. - powtórzyłam. - Na buty z krokodyla.
- ŻE CO?!
- Na buty z krokodyla, ile razy mam powtarzać?
- Z byka spadłaś?! Cztery tysiaki na B.U.T.Y?
- No... nie tylko... - teraz to ja zaczęłam się jąkać. - Jeszcze na taką ładną torebkę... też z krokodyla...
- Jezusie Nazareński, ja przez ciebie zwariuję!
- Oczywiście, kochanie - prychnęłam pogardliwie i poczłapałam do kuchni zrobić herbaty. - Oczywiście...
Edytowane przez Peepsyble dnia 18-09-2008 19:35
Wyślij prywatną wiadomość
~Cherry F
#2 Drukuj posta
Dodany dnia 17-09-2008 22:51
Użytkownik

Awatar

Dom: Gryffindor
Ranga: Sługa Czarnego Pana
Punktów: 1153
Ostrzeżeń: 2
Postów: 241
Data rejestracji: 26.08.08
Medale:
Brak

Przede wszystkim oryginalne, chociaż chwilami nie było wiadomo, kto, co mówi. ;p
Więcej nie mogę powiedzieć, bo to krótki odcinek.
Czekam na następny. ^^
Wyślij prywatną wiadomość
!Pchelka F
#3 Drukuj posta
Dodany dnia 17-09-2008 23:12
VIP

Awatar

Dom: Hufflepuff
Ranga: Członek GD
Punktów: 528
Ostrzeżeń: 0
Postów: 144
Data rejestracji: 09.08.08
Medale:
Brak

Mam zły humor. Jest mi zimno i siedzę w rękawiczkach, ale nie będzie takiej masakry ;f Powinnaś opisywać co się wokół dzieje, jakieś uczucia itp., bo tu są same dialogi. Dużo powtórzeń i zjadłaś jeden przecinek.
Uważaj bo ci powiem.

W każdym bądź razie nie jest źle. Oryginalnie, a to najważniejsze (:
__________________
[mp3]http://zrzuta.eu/download.php?h=OGVaUDJjckR5Vg==[/mp3]

A wooooking on sonszaaajn!

Edytowane przez Pchelka dnia 17-09-2008 23:13
Wyślij prywatną wiadomość
~Magic Dream F
#4 Drukuj posta
Dodany dnia 18-09-2008 00:41
Użytkownik

Awatar

Dom: Slytherin
Ranga: Książe Półkrwi
Punktów: 2207
Ostrzeżeń: 0
Postów: 1,062
Data rejestracji: 30.08.08
Medale:
Brak

Póki co nie za bardzo jest co oceniać, bo to dopiero pierwszy rozdział, ale i tak muszę stwierdzić, że mi się podobało. Nie doszukałam się błędów, temat opowiadania też nie jest oklepany. Bardzo ładnie. Czekam na następną część. Pozdrawiam!
__________________
Skomentujesz?


magiczny dżem... dżemi i drzemie
bo w nim moce... dżemią i drzemią
bo to jest ten... dżemik i drzemiak
i gdzieś pod kocem... dżemi i drzemie


Suszak, 15 III 2009, godzina 15:42:07
Wyślij prywatną wiadomość
~Peepsyble F
#5 Drukuj posta
Dodany dnia 19-09-2008 20:31
Użytkownik

Awatar

Dom: Hufflepuff
Ranga: Dziedzic Hufflepuff
Punktów: 6158
Ostrzeżeń: 2
Postów: 1,068
Data rejestracji: 26.08.08
Medale:
Brak

Troszku dłuższe ; ]]
______________________________________________________

A było to tak. Pojechałam sobie beztrosko na wyścigi. Diabeł o tym nie wiedział, bo niby skąd skoro jechałam tam pierwszy raz w życiu, o wyścigach powiedziała mi moja przyjaciółka Shazzer. Jechałam przez bardzo ładny lasek, potem przez duże pole a na końcu przez okropną drogę żwirową, na której mój samochód podskakiwał niemiłosiernie. Dotarłam w końcu na miejsce. Miałam lekkie trudności z zaparkowaniem, ponieważ mnóstwo ludzi pchało się na wyścigi.
Wysiadłam, przeszłam obok jakiś podejrzanych facetów popychających się nawzajem, ale nie zwróciłam na nich uwagi - byłam bardzo podekscytowana. Shazz powiedziała mi, że zawsze jak ktoś jest pierwszy raz to wygrywa, zaś za drugim jest zdecydowanie odwrotnie.
Przeszłam przy kasach i przecisnęłam się na ławki.
- O! Cześć Joohanne!
Shazzer już na mnie czekała.
- O Matko, nie mówiłaś mi o tej żwirowej drodze! Będziesz mi płacić odszkodowanie. Mój samochód jest w kawałkach... - prawie się na nią obraziłam.
- Ach nie marudź zaraz się zaczyna, zobacz!
Wskazała mi tor, na którym przygotowywały się juz konie. Niektórzy dżokeje byli niebiescy inni zieloni a jeszcze inni żółci. Nie miałam pojęcia, o co chodzi.
- Ale... na którego postawić?! - Wydarłam się nieco zdenerwowana. Za mną stało małżeństwo, które okropnie się kłóciło.
- Spokojnie. Najpierw popatrz. Wybierz ze wszystkich dwa konie, które uważasz za najlepsze - wyjaśniła mi Shazzer wyraźnie zdziwiona moim lekko histerycznym głosem.
- Dobra, dobra... najlepsze... które tu są najlepsze?! Czekaj... a może ten taki... czarny? Nie wiem jakie one tam mają maści...
- Kary. Dobry wybór, to jest Diabeł. Dużo razy wygrał. Ma na sobie... 3. - Powiedziała do mnie Shazz. - Wybierz drugiego, na początku możesz zagrać...
- O! Ten! Zobacz! A nie on za bardzo macha tyłkiem... o a ten... ma brzydką grzywę...
- Och, zamknij się, nie patrzy się na to czy ten koń jest ładny, czy nie. - zezłościła się Shazz. - Trzymaj.
Podała mi spis wszystkich koni uczestniczących w wyścigach.
- Ej, kto to... - zaczęłam, ale Shazzer mi przerwała.
- Chicho bądź. Teraz musisz tez wybrać żółtego, Diabeł jest żółty wiec drugi tez musi być.
- Dobrze, to przecież patrzę na żółte - zdenerwowałam się jeszcze bardziej. - Clemence... ona dobra?
- No jasne - pochwaliła mnie Shazz. - Masz oko. Dobra, teraz zmykaj do kas, ja nam zajmę miejsce. Pamiętaj, weź 3-7 i 7-3. Zobaczymy...
Poczłapałam do kas. Stanęłam za jakimś młodym, całkiem przystojnym facetem. Brunet wziął 7-1 i 1-7. Gdy odszedł od okienka ktoś otworzył drzwi wejściowe, zrobił się przeciąg i brunetowi wypadł bilet z ręki. W między czasie zanim się schylił, aby ją podnieść zdążyłam postawić 7-3 i 3-7. Bruneta zagadała starsza pani pytająca o godzinę. Gdy sięgnęłam po mój bilet znowu jakiś bałwan otworzył drzwi wejściowe na całą szerokość i mi również kartka wypadła z ręki. Wzruszyłam ramionami i podniosłam bilet. Przystojny facet również podniósł swoją zaraz po mnie i ruszył w swoją stronę. Zaczęłam się przeciskać przez tłum. Dotarłam wreszcie do Shazzer.
- No i jak? - zapytała jak usiadłam. - Wszystko dobrze?
- Dobrze, dobrze... Uważaj depczesz mi torebkę! Zabieraj te kopyta!
Wyciągnęłam spod jej nóg moją ulubioną torebkę i schowałam do niej bilet, aby się nie zgubił.
- A ile postawiłaś? Zapomniałam ci powiedzieć...
- Dwa tysiące - odparłam beztrosko, na co oczy Shazz zrobiły się jak spodki. - No, co?
- Dwa tysiące? DWA? Ty oślico! - Shazzer załamała ręce. - Matko jedyna! DWA! A jak przegrasz?
- No to, co jak przegram? - zdziwiłam się niezmiernie jej zachowaniem. Za tą oślicę nawet zapomniałam się obrazić, tak byłam zaciekawiona. - No, co? Przecież jak przegram dostanę je z powrotem...
- Co?! Idiotko skończona, przecież oni tego nie oddają! - Shazzer na chwile zatkało. - O Jezu...
- Co? - teraz to ja dostałam szału. - Jak to nie? Przecież mówiłaś... a może nie mówiłaś... no to teraz się nie dziwię, dlaczego ta pani w kasie gapiła się na mnie jak na ducha. Matko Boska! Moje dwa tysiące!
- Na szczęście... - powiedziała Shazz patrząc na mnie spode łba. - Na szczęście jesteś tu pierwszy raz...
- O Matko!- jęknęłam jeszcze raz.
Głośnik zaczął wyć i po chwili bomba ruszyła. Konie wypadły, na razie były na równi, lecz po chwili prowadzenie przejął Diabeł.
- Dawaj Diabeł! - wrzasnęłam rozdzierająco. - Dawaj, dawaj...
Po dwóch sekundach stało się coś strasznego. Jakiś kasztanowy koń potknął się o kamień i runął do przodu przed Diabła. Diabeł wpadł na kasztanowego i obaj się przewrócili. Dżokeje spadli na ziemię, ale widać, że się za bardzo nie potłukli, bo runęli jak głupi do koni, opatrując je. Zdarzyło się to w ciągu dosłownie paru sekund. Wstrzymałam oddech, parę osób wydzierało się, że to nie fair, i że należy przerwać wyścig.
- No, no... - powiedziała Shazz. - To się zdarza, rzadko... taka paranoja...
Pogruchotani dżokeje usunęli się z drogi wyścigu.
- O Matko! Diabeł! - dopiero teraz dodarło do mnie, że Diabeł juz napewno nie wygra.
Moje życie legło w gruzach. Diabeł już nie wygra.
Teraz prowadzenie objęła Clemence. Opadłam na ławkę.
- Co mi z tego, że ona wygra skoro Diabeł i tak już nie...
Konie robiły już, któreś kółko, ludzie gwizdali i dopingowali grane konie. Clemence nadal była na prowadzeniu. Przebiegła przez metę i zwolniła.
- O, to już? - zapytałam zdziwiona.
- No jasne, ze już. Byś miała pewnie to 7-3 gdyby nie ten głupi kasztanek...
Wyjęłam zrezygnowana swój bilet z torebki z zamiarem wyrzucenia go do najbliższego kosza na śmieci.
Głośnik właśnie podawał numery które wygrały. Na tablicy pokazało się 7-1.
Spojrzałam na swój bilet i oniemiałam. Na tej małej karteczce było napisane jak wół 7-1 i 1-7.
- Ej, Shazz podejdź tu, ja mam zwidy...
- Co? - zapytała Shazzer. - Co się stało?
Podeszła i spojrzała na bilet. Potem zerknęła na tablicę, spojrzała na mnie, na bilet i znowu na mnie.
- Ale przecież grałaś 3-7 i 7-3...
- No właśnie w tym rzecz. Czekaj... o Matko! Ten facet! Jemu też! Pomyliliśmy kartki!
- Co ty gadasz?
- Słuchaj pomyliłam kartki. I mnie i takiemu facetowi przede mną zleciał bilet, musieliśmy się pomylić!
- No to ładnie - Shazz westchnęła. - Trudno, idziemy odebrać kasę.
- Ale... czekaj. Ja tak nie mogę, musze zwrócić temu panu jego pieniądze! Przecież to on wygrał. Jak on się teraz czuje? Też ma zupełnie co innego na kartce!
- Daj spokój! Najwyżej oddasz mu później.
Ja juz wiedziałam co to znaczy "później" w języku Shazz. Nigdy. Ona by nigdy nie oddała. Ale ja napewno oddam. Sumienie mnie męczyło, dlatego musiałam go znaleźć.
I tak właśnie spędziłam następne dwa tygodnie. Na szukaniu przystojnego nieznajomego, któremu jestem winna 4 tysiące...
Edytowane przez Peepsyble dnia 20-09-2008 23:25
Wyślij prywatną wiadomość
~Cherry F
#6 Drukuj posta
Dodany dnia 19-09-2008 22:57
Użytkownik

Awatar

Dom: Gryffindor
Ranga: Sługa Czarnego Pana
Punktów: 1153
Ostrzeżeń: 2
Postów: 241
Data rejestracji: 26.08.08
Medale:
Brak

a ja bym nie oddała tej kasy. ^^
ale materialistka ze mnie. xD

fajnie się zapowiada, oryginalnie.
jeszcze nigdy nie czytałam opowiadania o wyścigach konnych. ; P

Jeśli chodzi o błędy to są tam jakieś literówki, ale nie będę sie czepiała.
Ale jedno mnie rozwaliło:
Stanęłam na jakimś młodym, całkiem przystojnym facetem

powinno być za, prawda? ; ]

czekam na następny odcinek. ; ]
Wyślij prywatną wiadomość
~Peepsyble F
#7 Drukuj posta
Dodany dnia 21-09-2008 10:57
Użytkownik

Awatar

Dom: Hufflepuff
Ranga: Dziedzic Hufflepuff
Punktów: 6158
Ostrzeżeń: 2
Postów: 1,068
Data rejestracji: 26.08.08
Medale:
Brak

Sorry z tym Bobbym ; p Nie mogłam się powstrzymać. Sorry Bobby...


Pojechałam na bazarek po buraczki. Kupiłam je i wsiadłam do samochodu. Spojrzałam tylko w stronę kiosku - bawiły się tam małe dzieci robiąc straszny hałas. I wtedy poznałam ta sylwetkę. Przystojny brunet tak samo pochylał się nad kasą na wyścigach.
- Oooo... No jasne, brunet! - mruknęłam i zaczęłam wyłazić z samochodu z zamiarem zaczepienia owego pana.
Zanim zdążyłam wysiąść, przystojny brunet odszedł od okienka, spojrzał na ulicę i popędził dzikim truchtem do jadącego właśnie autobusu.
- Wrr... - warknęłam niezadowolona.
Zdecydowałam się jechać za nim, bo co żesz mogłam innego zrobić. Autobus ruszył przez ulicę Kielnieńską, a potem skręcił w Pędrawskiego.
Siedziałam mu na ogonie, tylko, gdy się zatrzymywał musiałam wychylać głowę przez okno, żeby nie zgubić przystojnego bruneta.
W końcu po pół godzinie dotarliśmy na Balcerskiego - niedaleko były wyścigi konne.
- Ha! Tak myślałam... - znowu powiedziałam sama do siebie.
Przystojny brunet zaczął się przeciskać między samochodami. Zdenerwowana, że go zgubię zadecydowałam się zaparkować samochód między dwoma maluchami, gdzie było tak ciasno, że ledwo mogłam wysiąść.
Popędziłam za nim, razem dotarliśmy na wyścigi. Wlazł do środka, a ja chcąc nie chcąc musiałam za nim iść.
Na moje nieszczęście poszedł schodami na górę, gdzie zawsze był większy tłok. Wczłapałam się na górę i ujrzałam go nagle siedzącego na ławce i wpatrującego się w konie.
- Ooo! No wreszcie pana znalazłam! - wykrzyknęłam radośnie podchodząc do niego.
- Dzień Dobry - powiedział do mnie nieufnie. - Co pani...
- Ano właśnie, niech pan słucha. Był pan dwa tygodnie temu na wyścigach w Sosenkach?
- Byłem. Ale...
- I stawiał pan na 7-1 1-7? Znaczy się na Diabła i Clemence?
- No tak - orzekł coraz bardziej zdziwiony. - Ale co...
- Ciicho. Panu upadł bilet prawda? A ja stałam za panem i mi też upadł, wszystko przez ten cholerny przeciąg! Musieliśmy się zamienić biletami. Ja stawiałam na 3-7 i 7-3 a wzięłam bilet z 1-7 i 7-1...
- Co? - pozwoliłam przystojnemu panu wreszcie dojść do głosu. - Ale to nie możliwe, bo ja też miałem 1-7 i 7-1...
- Jak to? To ja pana szukam, całe dwa tygodnie, żeby panu oddać cztery tysiące, które wygrałam, a pan... pan... - umilkłam wreszcie nieco stropiona.
- Ależ musiała się pani pomylić, znaczy się ta w kasie, bo to wszystko... taki przypadek...
- No właśnie. Ej! Proszę mi tu nie...! Uwaga! Proszę mi tu nie biegać po mojej torebce ja tam mam buraczki! No ja nie wiem, co oni mają do tej mojej torebki...
Przystojny brunet zdziwił się śmiertelne, bo jeszcze czegoś takiego nigdy nie słyszał.
- Buraczki? - zapytał patrząc na mnie wielkimi oczami.
- No buraczki, a co - mruknęłam z niezadowoleniem, patrząc za bandą dzieciaków, które przebiegły się po mojej torebce i zastanawiając się, kto je tu wpuścił. - Kupiłam na bazarku i wtedy zobaczyłam pana. Wsiadł pan do autobusu, a ja jechałam za panem. W końcu dotarliśmy tutaj...
- Może ja się przedstawię, bo tak głupio rozmawiać...
- Ależ proszę, ja jestem, Joohanne Poesy. Piszę książki.
- Ja się nazywam David Federline jestem prawnikiem... Matko, a widziała pani wtedy to zamieszanie? Z tym przeciągiem? Najpierw jeden facet wpadł do środka i popędził na górę, potem zanim jeszcze dwóch. Wtedy jak nam spadły bilety. Policja po wyścigach przyjechała jak Boga kocham, chcieli się pobić...
- Ajć... szkoda, ze mnie już wtedy nie było. Pojechałam od razu do domu...
- Ale to dziwne trochę nieprawdaż? Tak się pomylić przy tej kasie...
- Może jej się komputer zaciął... Często tak się u nich dzieje.
- O, zaraz się zaczyna, niech pani poczeka... znaczy się Joohanne... Idę postawić.
- O nie, nie, nie. Ja tez idę...
Przecisnęliśmy się razem przez tłum ludzi. Prawie zleciałam ze schodów, przez starszawą panią, która wywijała parasolką.
- Dzisiaj Diabeł ani Clemence nie grają. Z tego, co widzę najlepsza będzie Yonny, kobyła Southa. A potem... Bobby, Ceylon... tak proszę to zagrać, ja inny porządek postawię...
Nie miałam pojęcia skąd wiedział, że nie umiem grać, choć może to można było odczytać z mojej miny.
Kupiłam bilet i poczekałam na Davida. Ruszyliśmy razem na górę, gdzie okazało się, że ktoś nam zajął miejsca. Na moment skamieniałam.
- David... - powiedziałam ostrożnie. - Moje buraczki... znaczy, ja chyba zostawiłam torebkę i jej... nie ma. Cholera.
- Spokojnie. Co miałaś w tej torebce?
- Yyy... buraczki...
- Ale oprócz tego?
- Czekaj, portmonetkę mam tutaj... mam dokumenty... chyba mój złoty wisiorek, szminkę... notes, długopis, parasolkę, klucze od piwnicy... tak klucze od domu mam... to chyba wszystko - powiedziałam jednym tchem.
- Dobra. Spokojnie - powtórzył David. - Zagramy i zadzwonimy na policję, napewno ją odzyskasz.
- Moje buraczki... - jęknęłam. Jak znałam policje to jak odzyskam torebkę, buraczki będą spleśniałe...
Znaleźliśmy sobie nowe miejsce, specjalnie najpierw oglądnęłam ławkę, na której wcześniej siedzieliśmy, ale torebki tam nie było.
Głośnik zaczął wyć i bomba w końcu ruszyła. Od razu na prowadzenie wysunął się Bobby... po chwili zrównała się z nim Yonny. Za nimi pędził jak burza Ceylon... Bobby zwolnił, Yonny zaczęła prowadzić. Za Ceylonem biegła Rauda, powoli go doganiając. Ceylon wyrwał do przodu, prześcignął Yonny. Bobby znów zaczął nabierać sił i po chwili prześcignął Raudę. Tłum darł się w niebo głosy, David gwizdał, a ja siedziałam jak na jajkach. W ostatnim kółku Yonny wyprzedziła o długość pyska Ceylona, za nimi leciał Bobby. Rauda przyszła czwarta.
- O! Co?! Co ja mam?! Triplę? Kwintę? Co ja mam?!
David spojrzał na mnie, na tablicę, na której się pokazały wyniki, znowu na mnie i zaczął się histerycznie śmiać.
- No co, i z czego się śmiejesz? Ja wygrałam. - powiedziałam dumnym głosem.
- Tak, owszem... wygrałaś... ale... tylko... 300 dolarów, cały tor grał Yonny...
- Co?! - Zapytałam strasznie Davida. - Co?!
- To, co słyszysz...
Odprowadził mnie do kasy. Zabrałam pieniądze, i pojechaliśmy razem na policję...
Shazzer miała rację. Za drugim razem się zawsze przegrywa, bo co to jest 300 dolarów przy czterech tysiącach...
Edytowane przez Peepsyble dnia 21-09-2008 22:30
Wyślij prywatną wiadomość
~Cherry F
#8 Drukuj posta
Dodany dnia 21-09-2008 20:01
Użytkownik

Awatar

Dom: Gryffindor
Ranga: Sługa Czarnego Pana
Punktów: 1153
Ostrzeżeń: 2
Postów: 241
Data rejestracji: 26.08.08
Medale:
Brak

Moim zdaniem Joohanne odzyska całą zawartość torebki, oprócz najcenniejszej rzeczy, czyli buraczków. xD
Rozdział fajny, ciekawe jak dalej będzie się rozwijała znajomość z Davidem, może jednak warto go było szukać? ; ]

Czekam na następny odcinek. ;]
Wyślij prywatną wiadomość
!Fantazja F
#9 Drukuj posta
Dodany dnia 21-09-2008 20:40
VIP

Awatar

Dom: Slytherin
Ranga: Wybraniec
Punktów: 9813
Ostrzeżeń: 0
Postów: 806
Data rejestracji: 26.08.08
Medale:
Medal

Muszę powiedzieć, że opowiadanie spodobało mi się. Nawet bardzo mi się spodobało. Czytało mi się je lekko i przyjemnie, wciągnęło mnie, no i w końcu jest to coś innego po tej masie fanfików, które pochłaniam dziesiątkami. ;P Fabuła jest oryginalna i nawet mi nie przeszkadza, że się zapowiada na jakiś romans, czy coś romansopodobnego, wręcz przeciwnie - ciekawi mnie jak to rozwiniesz. Jedyne co mnie irytuje i nad czym kręcę nosem, to błędy. Błędy, które zdarzają Ci się dosyć często. Co prawda, nie są rażące, nie osłabiasz mnie badziewną ortografią czy nieumiejętnym budowaniem zdań. Nie. Jednak mam duże 'ale' do Twojej interpunkcji.

ulicę Kielnieńską a potem skręcił

do środka a ja

buraczki a co

Matko a widziała pani

David gwizdał a ja siedziałam

wygrałam a pan

siedzieliśmy ale torebki

cztery tysiące które

Przed 'a', 'które' i 'ale' stawiamy przecinki. Zwłaszcza to Twoje ignorowanie ich przed spójnikiem 'a' mnie denerwuje.

To nie jest koniec. W Twoim opowiadaniu przecinków brakuje jeszcze wielu, ale nie będę już wymieniać. Załatw sobie betę.

Jednak słaba interpunkcja nie przekreśla w moich oczach Twojego opowiadania. Niecierpliwie czekam na część kolejną. ;]
http://www.taern.pl/user/LadyVolakis/ Wyślij prywatną wiadomość
~Temeraire F
#10 Drukuj posta
Dodany dnia 22-09-2008 23:56
Użytkownik

Awatar

Dom: Gryffindor
Ranga: Auror
Punktów: 2497
Ostrzeżeń: 1
Postów: 565
Data rejestracji: 25.08.08
Medale:
Brak

Hym. Hyyyym.
Podoba mi się. Nie zachwyca, ale i tak wciąga. Masz bardzo ciekawy pomysł, to wszystko jest takie oryginalne, rzadko spotykane. Taa... Ale muszę Cię troszkę zmartwić - z interpunkcją nie radzisz sobie najlepiej, chociaż obie wiemy, że to się zmieni od kolejnej części (to zaszczyt być Twoją betką xP).
A że nie komentowałam od początku, wprost nie mogę się powstrzymać przed umieszczeniem tego, co zaraz będziecie mieli okazję przeczytać. A więc:

Część 1 - hm. Od początku mnie zaintrygowała, ale akurat w tym rozdziale nie poradziłaś sobie najlepiej. Same dialogi, nie można było się połapać (mi to się jednak udało). Postaraj się wprowadzać jak najwięcej opisów, dobra? No i ta nieszczęsna interpunkcja... Ale tym się nie przejmuj - nadchodzę z odsieczą.

Część 2 - ooo, tu już lepiej. Gdzieniegdzie zauważyłam brak przecinka, czy znaku zapytania, ale to nie rzuciło na treść. Zaczęło się robić ciekawie... Ach, jeszcze coś - postaraj się stosować synonimy, a co za tym idzie - unikać powtórzeń.

Część 3 - najlepiej, najciekawiej i najbardziej intrygująco. He he... Najlepszy jak dla mnie jest motyw o buraczkach. Podobnie jak Cherry uważam, że Joohanne odzyska całą zawartość torebki oprócz nich Śmiech

I tyle.
Dziękuję za uwagę i, jak już mówiłam - Twoja beta przybywa na pomoc.
__________________
[alt]
"Jeśli mówisz do Boga, jesteś religijny, jeśli Bóg mówi do ciebie - jesteś psychiczny" - House ;**
[/alt]
Wyślij prywatną wiadomość
~Peepsyble F
#11 Drukuj posta
Dodany dnia 05-10-2008 12:41
Użytkownik

Awatar

Dom: Hufflepuff
Ranga: Dziedzic Hufflepuff
Punktów: 6158
Ostrzeżeń: 2
Postów: 1,068
Data rejestracji: 26.08.08
Medale:
Brak

Troche długo czekaliście, ale już jestem ; p

Pojechaliśmy na milicję. Złożyliśmy zeznania, milicjanci byli bardzo mili i obiecali mi, że odzyskają moją torebkę.
- Oczywiście proszę pani, znajdziemy ją.
- Ale szybko, tam są moje buraczki! Zgniją...
- Buraczki na pewno nie zgniją, nie rób przedstawienia - szepnął mi w ucho David.
- Znajdziemy torebkę, znajdą się i buraczki. Nie ma potrzeby do obaw - powiedział w tym samym momencie podkomisarz Poyn.
- Na pewno zgniją, a one są takie drogie... Przywożą je prosto z Kanady.
Pożegnaliśmy się ładnie i poszliśmy do samochodu Davida, który zaproponował mi, że odwiezie mnie do domu.
- Tak, bardzo chętnie, ale zostawiłam samochód na parkingu koło wyścigów. Zawieź mnie tam, dobra?
Ruszyliśmy w drogę powrotną. David był bardzo zamyślony i w końcu powiedział co go gnębi:
- Słuchaj... Ja tu węszę jakąś aferę.

* * *

- Jezus Maria, buraczki? - szepnął przerażony posterunkowy, który jak na złość był dzisiaj pierwszy dzień w pracy. - To wy tu macie takie wezwania?
- Zdarza się. Pani Poesy, jest dziwna, to fakt - odpowiedział mu podkomisarz Poyn.
- Wariatki są wśród nas - powiedział martwym głosem posterunkowy. - Idę kupić piwo. Buraczki... Phi!
Wyszedł niepewnym krokiem z biura i ruszył do sklepu spożywczego.

* * *

- Uważam, że coś tam jest. Podkomisarz bardzo się zainteresował tym co ukradł twoją torebkę. Widziałaś wyraz jego twarzy? Jakby nic, nieważne. Może powinniśmy się popytać na torze, czy ktoś widział tego, kto ukradł torebkę. Jak się pospieszymy to może jeszcze ktoś będzie.
- Ja to mam bezgraniczne szczęście - powiedziałam do siebie. - Znajduję ciebie, ktoś kradnie mi torebkę, a ty mi pomagasz. To cud znaleźć tak uczynnego faceta.

* * *

Posterunkowy Groshek stał w kolejce po piwo, gdy coś pociągnęło go za ramię. Obejrzał się i zobaczył staruszkę, która złapała go za kołnierz swoją laseczką.
- Proszę pana, a czy to tak ładnie w trakcie pracy? Do sklepu chodzić? A jak ktoś będzie potrzebował pomocy to, co?
- Emm... Hm... Ja tylko...
- Niech się pan nie tłumaczy, żebym już tu pana więcej nie widziała, jasne? No, przynajmniej nie w mundurze, nie widzi pan, jakie zamieszanie się zrobiło?
Faktycznie, małe dzieci, czekające na kupujących rodziców, zaczęły go pokazywać palcami, a jeden malutki chłopczyk rozdarł się na cały sklepik: ''Lilicjan, Lilicjan!''
- Ja przepraszam, bardzo, my...
- No już, niech pan kupuje.
Posterunkowy westchnął ciężko i odwrócił się do kasjerki.
- Poproszę dwa piwa. Carlsberg.
- Coo?! To się piwo kupuje? O nie, nie, nie. Potem milicja będzie na haju, a tu kradzież będzie!
- Proszę pani, dwoma piwami, nikt się nie upije. To drugie zresztą dla kolegi, mieliśmy ciężki dzień.

* * *

- Nie taki znowu cud. O już jesteśmy. Chodź polecimy na górę ktoś tam musi być, ktoś musiał go widzieć.
Dzikim truchtem wpadliśmy do środka budynku, a sprzątacz bardziej by się nie przestraszył gdybyśmy jeszcze krzyknęli: ''To jest napad!''. Na górze nie było nikogo, oprócz młodej kobiety, która zawzięcie liczyła swoje, zapewne wygrane pieniądze. Podeszłam do niej.
- Przepraszam panią...
- Och! Ups... Przepraszam - powiedziała kobieta, rozsypując niechcący banknoty. Zaraz posprzątam.
- Nie, nie, my nie w tej sprawie. Chciałam się tylko o coś zapytać. Wcześniej, jakieś czterdzieści pięć minut temu, były wyścigi i ktoś mi ukradł torebkę, z buraczkami. Czy pani czegoś dziwnego nie widziała? Kogoś dziwnego...
- A owszem, widziałam, taką jedną... Młoda, to taka dziwna. Piękna jak marzenie, na czarno ubrana, ciemne okulary, ale włosy jasny blond, prawie białe. Śliczna dziewczyna oglądali się za nią. Przyszła, usiadła, potem wstała, znów usiadła, jakby się nie mogła zdecydować...

* * *

- Ciężki dzień tak? Ja panu dam ciężki dzień! - CIACH.
- Aua!
Starsza pani uderzyła posterunkowego w ramię laską.
- Ja już sobie idę, tylko kupię.
- Chałę pan kupi! Nie wolno milicji wychodzić z posterunku, ot tak sobie!
- Jeszcze dwie bułeczki - wymruczał podkomisarz Groshek do kasjerki.
CIACH.
- Aua! Proszę pani!
- Tak nie wolno! Milicja nie może pić alkoholu w pracy!
- Osiem trzydzieści - powiedziała kasjerka o miłym wyrazie twarzy.
- O Jezu...

* * *

- ...a później znów wstała i podeszła, o tam! - Pani wskazała ręką dokładnie na miejsce gdzie wcześniej siedzieliśmy. - Tam leżało coś, takiego zielonego. Takie duże to dosyć. Podeszła, zabrała i uciekła. Obejrzała się i pobiegła do tylnego wyjścia.
- Dziękujemy pani bardzo, dziękujemy! - powiedział David nie dając mi dojść do słowa i pociągnął mnie w kierunku schodów.
- Czekaj, David.
- Teraz już nic nie zrobimy, to milicja musi przeszukać to miejsce, z tego, co wiem, tam jest schowek sprzątaczek. Wiemy, że kobieta.
- Dziewczyna - poprawiłam go. - Mówiła, że młoda.
- Dziewczyna, kobieta, co za różnica...
Prawie się na niego obraziłam.
- Jedziemy na milicję - zarządził i wepchnął mnie do samochodu.

* * *

- Dziękuję - powiedział posterunkowy Groshek do kasjerki.
- Proszę pana! - CIACH. - Proszę poczekać, tak nie można!
- Proszę pani, ja się spieszę, naprawdę muszę już wracać na posterunek.
CIACH.
- Aua. Naprawdę, proszę pani!
Posterunkowy wreszcie uwolnił się od okropnej staruszki i ruszył do drzwi sklepowych. Wyszedł na ulicę.
- Boże miłosierny, przebacz mi moje grzechy. Za co ja tak cierpię? - wyszeptał, dziwiąc się sobie, że jeszcze żyje i ruszył na posterunek.
Edytowane przez Peepsyble dnia 10-10-2008 16:36
Wyślij prywatną wiadomość
~Temeraire F
#12 Drukuj posta
Dodany dnia 05-10-2008 12:53
Użytkownik

Awatar

Dom: Gryffindor
Ranga: Auror
Punktów: 2497
Ostrzeżeń: 1
Postów: 565
Data rejestracji: 25.08.08
Medale:
Brak

Już o tym wiesz, ale bardzo mi się spodobała ta część. Szczególnie upierdliwa staruszka Śmiech
Dowcipna, przyjemnie się czyta... Przygoda Joohanne (dobrze napisałam?) z buraczkami bardzo wciąga i rozśmiesza...
Ale jedna rzecz mi nie pasowała - za często zmieniasz osoby, których dzieje opisujesz. Jako beta tego nie zmieniałam, ale tak na przyszłość - lepiej napisać za jednym zamachem całą przygodę posterunkowego lub kogokolwiek innego, niż przeskakiwać jak obraz w kalejdoskopie. Taka moja mała rada.
Buraczki rządzą!
__________________
[alt]
"Jeśli mówisz do Boga, jesteś religijny, jeśli Bóg mówi do ciebie - jesteś psychiczny" - House ;**
[/alt]
Wyślij prywatną wiadomość
~Shemya F
#13 Drukuj posta
Dodany dnia 10-10-2008 15:57
Użytkownik

Awatar

Dom: Slytherin
Ranga: Niewymowny
Punktów: 1628
Ostrzeżeń: 1
Postów: 665
Data rejestracji: 14.09.08
Medale:
Brak

A więc wreszcie znalazłam to twoje opowiadanie i bardzo mi się podoba Uśmiech Jest oryginalne, śmieszne i choć zalatuję mi tu romansem to i tak mi się podoba, a więc gratuluję ;p
A Clemence to był koń, którym się zajmowałam w poprzednie wakacje! xD
Błędów nie zauważyłam (a ja je rzadko widzę Język). Jedyne co mi się rzuciło w oczy to:
- Dobra. Spokojnie - powtórzył David. - Zagramy i zadzwonimy na policję, napewno ją odzyskasz.

Na pewno pisze się oddzielnie Oczko

Ale jedna rzecz mi nie pasowała - za często zmieniasz osoby, których dzieje opisujesz. Jako beta tego nie zmieniałam, ale tak na przyszłość - lepiej napisać za jednym zamachem całą przygodę posterunkowego lub kogokolwiek innego, niż przeskakiwać jak obraz w kalejdoskopie. Taka moja mała rada.

Też to zauważyłam, ale mnie się to podoba. Oczywiście nie pisz tak każdego rozdziału, ale w tym bardzo fajnie to wyszło Oczko Choć mogłabyś oddzielić te "części" gwiazdkami, np. trzema (***) ;p
Kiedy kolejna część? xD
__________________
Everything dies

Edytowane przez Shemya dnia 10-10-2008 15:58
http://shivamix.blogspot.com/ Wyślij prywatną wiadomość
~Tanya F
#14 Drukuj posta
Dodany dnia 11-10-2008 10:26
Użytkownik

Awatar

Dom: Slytherin
Ranga: Portret w gabinecie dyrektora
Punktów: 5038
Ostrzeżeń: 0
Postów: 355
Data rejestracji: 26.08.08
Medale:
Brak

Groshek ^^ Fajnie się nazywa Język
No to powiem tak... Gdzieś wcześniej wkradły się małe błędy. Brak dużej litery, znaków interpunkcyjnych i takie tam. Ostatnio dodana część jest o niebo lepsza pod względem interpunkcyjnym.
A tak w ogóle to bardzo podoba mi się opowiadanie, które piszesz. Robisz to w niesamowity sposób, ciekawy styl i oczywiście pomysł. Wreszcie coś zupełnie innego.
Czytało mi się fajnie, lekko i przyjemnie. Czekam na następną część Oczko
Muszę dowiedzieć się jak zakończy się akcja z torebką z buraczkami Rozbawiony
Pozdrawiam.
__________________
s3.amazonaws.com/hottopic_shockhound_production/images/20817/67557_GunsNRoses_003.jpg
Wyślij prywatną wiadomość
~Peepsyble F
#15 Drukuj posta
Dodany dnia 11-10-2008 12:33
Użytkownik

Awatar

Dom: Hufflepuff
Ranga: Dziedzic Hufflepuff
Punktów: 6158
Ostrzeżeń: 2
Postów: 1,068
Data rejestracji: 26.08.08
Medale:
Brak

David składał teraz zeznanie. Ja czekałam na korytarzu razem z posterunkowym. Nudziło mi się straszliwie. David siedział już od godziny. Posterunkowy co chwila rzucał mi ukradkowe spojrzenia i niepewnie patrzył mi w oczy. W końcu się odezwał:
- To... To pani... Znaczy się... W tej torebce były buraczki? - zapytał beznadziejnym głosem.
- Tak - odparłam. - Kupiłam je od razu przed wyścigami, szukałam tego pana - wskazałam drzwi, za którymi siedział David. - One są drogie jak diabli, takie malutkie. Pyszne jak marzenie, a zupa z buraczków...
- A można wiedzieć, dlaczego pani szukała tego pana?
- A pan to jak właściwie się nazywa? - zapytałam nieufnie.
- Um, nie przedstawiłem się. Nazywam się posterunkowy Groshek. Przez 'sh'.
- Ja jestem...
- Tak, już wiemy - odrzekł posterunkowy. - No, więc? Dlaczego pani szukała tego pana?
- No, bo to było tak...
Nim się spostrzegłam, opowiedziałam temu Groshkowi całą historię. Szczególnie zaciekawił się tym, że kasjerka dała i mi i Davidowi taki sam bilet.
- Trzeba by to było sprawdzić. To może być bardzo ważne - powiedział, gdy skończyłam opowieść. - Ja tu węszę jakiś kant.
- O, ja też! A pan ma na swoje nieszczęście mnie w środku całej afery, a więc nie będzie tak łatwo, jak zawsze, niech się pan nie martwi, ja panu rozrywki dostarczę na pewno.
- A żeby pani wiedziała, że już mi pani dostarczyła - odrzekł nieco słabym głosem.
- Że co proszę?
- A, nic, nic...
Po upływie następnej godziny David w końcu wyszedł, pożegnaliśmy się z milicjantami i ruszyliśmy do samochodu.
- Słuchaj, chyba nie jest dobrze - powiedział na wstępie. - Odwiozę cię do domu, zostaw ten swój samochód, tam jest bezpiecznie, nikt raczej nie ukradnie, za dużo zachodu, żeby teraz jeszcze jechać i w ogóle, ty nie możesz.
- Czego ja nie mogę? - zapytałam zaciekawiona.
- Znaczy, eee...
- No, czego? - ponagliłam go.
- Słuchaj, nie denerwuj się, proszę. Dowiedziałem się bardzo dużo rzeczy, oni cię szukają...
- Po co mnie?
- Zamieszałaś się w całkiem niezłe bagno. Oboje się zamieszaliśmy. Teraz posłuchaj uważnie. Dzielnicowy widział jak wchodziłaś wtedy na wyścigi, trzech facetów się podejrzanie na ciebie gapiło. Znali cię, jestem tego pewien. Czekaj... Co miałaś wtedy na sobie?
- O, ty!
- Nie, nie w takim sensie. Miałaś jakąś biżuterię?
- Miałam z białego złota ten mój wisiorek z sercem... Czekaj, potem, jak się spotkaliśmy, jak mi ukradli torebkę, miałam go w niej!
- No właśnie. O to chodzi. Widzieli, co masz na sobie. Potem AK kupowaliśmy bilety, najpierw jeden wpadł do środka, to wtedy jak spadł mój bilet i poszedł szukać ciebie, bo miał nadzieję, że dowie się, na co postawiłaś. Za nim wpadł po chwili drugi, bo się denerwował, że temu pierwszemu się nie uda. Nie znaleźli cię, więc dali sobie spokój. Na twoje nieszczęście jeden później podejrzał, co tam miałaś, jak już było po wyścigach. Potem nie mogli cię odnaleźć, podobno jeździłaś jak szalona codziennie po mieście.
- Szukałam ciebie - powiedziałam z wyrzutem. - Gdzieś ty był?
- Byłem w Krynicy Morskiej, Chwała Bogu. I bardzo dobrze, że tak jeździłaś, inaczej by cię dopadli. Poczekali, dotarłaś na wyścigi. Poszli za tobą. Widzieli błysk złota w twojej torebce, widocznie miałaś ją otwartą. Mieli nadzieję, że to ten wisiorek. Było prawdopodobne, że również tam masz całe pieniądze z ostatniego wyścigu. Gdy tylko odeszłaś, wypchnęli swoją wspólniczkę, a ona zwinęła torebkę.
- Ej, ale czemu tylko mnie szukają, co?
- Bo... Jakby ci to powiedzieć... Uważają cię za zupełną idiotkę, a ze mną nie chcą próbować, bo...
- Proszę, nie mów, że jesteś sprytniejszy - prawie się obraziłam.
- Nie twierdzę, że tak jest, oni tylko tak uważają. Bardzo dobrze.
- Bardzo dobrze? Że chcą mnie znaleźć? Ale po co?
- No właśnie, po co? Bo złapali jednego z nich i wiedzą, że przyjaźnię się ze znajomym podkomisarzem, a ty ze mną, więc wychodzi, że podkomisarz powiedział mi, a ja tobie. Wszystko się zgadza. Tylko oni nie wiedzą, kiedy ty się o tym dowiesz. Nie mają pojęcia, że już to wiesz. Mają nadzieję, że jeszcze nie wiesz. Ale jak się wyda, że wiesz, na pewno cię znajdą. A na razie cię szukają, żebyś się właśnie nie dowiedziała.
- Jezus Maria, jakie to pogmatwane - odrzekłam słabo. - Matko święta, pomóż mi!
- No właśnie, musimy coś wymyślić. Na razie musisz się zachowywać normalnie, prowadzić normalne życie, a jak gdzieś będziesz szła, to tylko z kimś znajomym. Nigdy sama.
- O Matko, a jak się o tobie dowie Diabeł?
- Jaki Diabeł?
- Mój mąż.
- Ty masz męża?
- Tak. Niestety.
- Wiesz, jakbyś chciała ten... No... Znaczy się...
- Wiem - odparłam uśmiechając się lekko.
Dojechaliśmy pod mój dom. Pożegnałam się z Davidem i ruszyłam do klatki schodowej. Mężczyzna zaczął odjeżdżać. Żadne z nas nie zauważyło czarnego Mercedesa czającego się między krzakami, który ruszył w tym samym momencie, co David i pojechał za nim w stronę centrum miasta.

Tak to właśnie było. I z tego wynikła cała kłótnia moja z Diabłem. Bogu dzięki, że Diabeł wrócił tamtego dnia do domu po trzy tygodniowej wycieczce do Tatr i wiedział tylko o mojej pierwszej wyprawie na wyścigi. To oznacza, że znajomy major Diabła nie pilnuje mnie dwadzieścia cztery godziny na dobę. Chwała Bogu.

Mam nadzieje, że się podoba ; p Dzięki pomocy Temeraire napisałam następną część. Pisałam dzisiaj o 6.20 ; p
Wyślij prywatną wiadomość
~Tanya F
#16 Drukuj posta
Dodany dnia 12-10-2008 09:38
Użytkownik

Awatar

Dom: Slytherin
Ranga: Portret w gabinecie dyrektora
Punktów: 5038
Ostrzeżeń: 0
Postów: 355
Data rejestracji: 26.08.08
Medale:
Brak

Hmmm ^^ Normalnie jak jakiś kryminał Rozbawiony Ciekawie, ciekawie się zrobiło, nie powiem.
Podobała mi się ta część, tak samo jak poprzednie. Wredny
Pozdrawiam.
__________________
s3.amazonaws.com/hottopic_shockhound_production/images/20817/67557_GunsNRoses_003.jpg
Wyślij prywatną wiadomość
~Cherry F
#17 Drukuj posta
Dodany dnia 13-10-2008 18:58
Użytkownik

Awatar

Dom: Gryffindor
Ranga: Sługa Czarnego Pana
Punktów: 1153
Ostrzeżeń: 2
Postów: 241
Data rejestracji: 26.08.08
Medale:
Brak

Tak nie wolno! Milicja nie może pić alkoholu w pracy!

No ba, rumianek najwyżej. ^^
Ja cały czas żywię nadzieję, że buraczkom nic się nie stanie, to w końcu jest najważniejsze. x D
Najbardziej podobała mi się ta staruszka, bardzo dobrze kobieta mówiła. Śmiech

Czekam na kolejny rozdział. ; **
__________________
There is something
I see in you
It might kill me
I want it to be true
<3
Wyślij prywatną wiadomość
Przeskocz do forum:
RIGHT