Hogsmeade.pl na Facebook
Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska
Strona GłównaNowościArtykułyForumChatGaleriaFAQDownloadCytatyLinkiSzukaj
Logowanie
Nazwa użytkownika

Hasło



Nie możesz się zalogować?
Poproś o nowe hasło!
Shoutbox
Musisz się zalogować, aby móc dodać wiadomość.

~Grande Rodent F 11-03-2024 02:09

Na razie oscary zgodnie z przewidywaniami.
~Grande Rodent F 10-03-2024 22:48

Dzisiaj Oscary będą oglądane...
~Anna Potter F 23-02-2024 01:49

Witajcie.
~raven F 12-02-2024 19:06

Kotecek
~ulka_black_potter F 30-01-2024 19:46

Papa
~ulka_black_potter F 30-01-2024 19:45

myślałam, ze zniknęła na amen
~ulka_black_potter F 30-01-2024 19:45

o, strona jednak ożyła
^N F 29-01-2024 17:11

Uszanowanko
~HariPotaPragneCie F 25-11-2023 14:51

Wiedźma
~Miona F 23-11-2023 00:28

Czarodziej Czarodziej Czarodziej
#Ginny Evans F 22-11-2023 22:07

Duch Duch Duch
~raven F 21-11-2023 20:22

~Miona F 25-10-2023 14:12

hej Uśmiech
#Ginny Evans F 19-10-2023 21:32

Sowa
~TheWarsaw1920 F 24-08-2023 23:06

Duch Duch Duch
~raven F 20-08-2023 23:01

Doszly mnie sluchy, ze sa czarodzieje, ktorzy chcieliby sie wprowadzic do Hogsmeade, a magiczne bariery to uniemozliwiaja. W takiej sytuacji prosze o maila na adres widoczny w moim profilu Uśmiech
^N F 11-08-2023 19:19

Słoneczko
~HariPotaPragneCie F 12-07-2023 20:52

Sowa
#Ginny Evans F 11-06-2023 20:41

hejka hogs! Słoneczko
~Anna Potter F 15-05-2023 03:24

i gościnny naród o czym często nie zdajemy sobie sprawy mówiąc o sobie jak najgorsze rzeczy.

Aktualnie online
Hogsmeade wita:
orehu
jako najnowszego użytkownika!

» Administratorów: 8
» Specjalnych: 61
» Zarejestrowanych: 77,002
» Zbanowanych: 1,625
» Gości online: 286
» Użytkowników online: 0

Brak użytkowników online

» Rekord OnLine: 3086
» Data rekordu:
25 June 2012 15:59
Zobacz temat
Harry Potter - Hogsmeade, Twoja Magiczna Wioska :: Forum
» Twórczość Fanów
»» Kącik kreatywności
»»» [M] Zemsta przede wszystkim - myśli nawiedzonej Jane
Drukuj temat · [M] Zemsta przede wszystkim - myśli nawiedzonej Jane
!niewesolypagorek F
#1 Drukuj posta
Dodany dnia 08-04-2009 18:06
VIP

Awatar

Dom: Ravenclaw
Ranga: Śmiertelna Relikwia
Punktów: 10408
Ostrzeżeń: 0
Postów: 660
Data rejestracji: 25.08.08
Medale:
Medal Medal Medal

Około siedem godzin żmudnego pisania i pisania i pisania... spowodowane udziałem w tłajlajtowym konkursie.

Nie bawiłam się w przedstawianie postaci, więc jeśli ktoś nie czytał serii Zmierzchu może mieć kłopoty ze zrozumieniem owego tekstu.
[Jeśli ktoś chciałby, żeby mu coś wytłumaczyć zapraszam na PW]

Akcja zaczyna się w czasie 'bitwy' Cullenów z Volturi. [BD]

pees. Jak się pisze? 'samo destrukcja' czy 'samodestrukcja' ? ;o

____________________

Byłam bezgranicznie wściekła. W całym życiu nie spotkałam się z czymś podobnym. Ciskałam moim morderczym spojrzeniem na nią, jej męża, na wszystkich. Z całej siły chciałam zadać im ból, więc skupiona jak nigdy dotąd, zbierałam całą swoją energię, wszystkie myśli... pragnęłam w tej chwili tylko jednego - zniszczyć, zabić, pozbawić istnienia. Nie dowierzałam temu co się działo. Wiedziałam, że Isabella jest odporna na moją moc, za co szczerze jej nienawidziłam, jednakże nie miałam pojęcia, że może swą tarczę nanieść również na innych. Byłam w tym momencie bezużyteczna... i bezbronna. Gdyby doszło do bitwy, musiałabym zdać się na moich sprzymierzeńców. Pozostawało więc pytanie, czy broniliby mnie? - zapewne nie. Moich umiejętności zazdrościli mi wszyscy, od kiedy tylko pamiętam. Siałam przestrach i wzbudzałam szacunek tylko z tego jednego powodu - każdy bał się bólu, cierpienia...mnie. Miałam więc wielu wrogów, a jedyne co mi teraz pozostało, to kolejne bezskutecznie próby przebicia się przez tarczę ochronną. Już nie uśmiechałam się kpiąco - bezczelna nowo narodzona zdarła mi moją niezniszczalną maskę z twarzy. Spojrzałam na Aleca - również był wyprowadzony z równowagi, jednak jeszcze się kontrolował. Sprawiał wrażenie spokojnego, wpatrywał się w nią intensywnie, niby ze znudzeniem. Zapewne tylko ja dostrzegałam jego poirytowanie, tak dobrze go znałam...

Przypomniało mi się bzdurne przysłowie 'gdyby wzrok mógł zabijać...' - ironia losu. Za sprawą jednego spojrzenia , potrafiłam każdego obezwładnić, ubezwłasnowolnić. Byłam panią jego cierpienia i tylko ja mogłam temu zapobiec. Nie tym razem... Chciałam więc zemsty całą sobą. Za tę zniewagę, za zadzieranie ze mną, za wszystko.
Niecierpliwie czekałam na werdykt, więc zaciekawiona spoglądałam w kierunku Ara - jego wzrok nie sugerował niczego. Zresztą... bez względu na wyrok, byłam skończona. Nie dawało mi to spokoju.
***


W drodze powrotnej do Volterry, większość z nas była w podłym nastroju. Niektórzy mieli podobny powód do mojego - nienawidzili Isabelli i jej nieśmiertelnego bachora, inni po prostu chcieli wziąć udział w bitwie, zabijać, wygrać... Każdy został urażony indywidualnie, jednak wszyscy łaknęliśmy tego samego - zemsty. Niestety w moim przypadku nie było to wcale proste, ponieważ byłam bardzo drobna i niska. Nie byłam dobrym wojownikiem, a w tym przypadku moja przewaga okazywała się być bezskuteczna. Zawarczałam cicho z niezadowolenia i pogrążyłam się we własnych myślach, próbując obmyślić niecny plan.

W takich chwilach, żałowałam że nie mogę zasnąć... pozbyć się choć na chwilę wszystkich zmartwień, oczyścić swój umysł z zadawanych sobie pytań bez odpowiedzi. Podobno byłam niezniszczalna, jednak głębokie rozważania definitywnie mnie osłabiały. Postanowiłam więc wziąć się w garść - zemsta, na którą nie mam pomysłu, nie może być moim priorytetowym zadaniem! Na pierwszym planie ponownie zagościło sianie terroru i wymuszanie posłuszeństwa. Przecież od kiedy tylko rozpoczęłam swoje nowe, wampirze życie, byłam w tym najlepsza.

Każdy dzień zaczynał się tak jak powinien. Wszyscy traktowali mnie z należytym szacunkiem, nikt nawet nie ważył się poruszyć tematu dotyczącego konfrontacji z Cullenami. Teoretycznie byłam wolna od zmartwień... jednak Isabella stawała się moją obsesją. Nawet palące pragnienie nie rozpraszało mnie tak często, jak pojawiająca się w moich myślach jej twarz... z uśmiechem pełnym nadziei, kpiarskim spojrzeniem... Coraz częściej zastanawiałam się nad tym, czy po prostu jej nie zazdroszczę. W zasadzie, ona miała wszystko, o czym mogłam tylko zamarzyć - ukochanego, gotowego w każdej chwili oddać za nią życie, córkę, rodzinę, przyjaciół... Tak, mam powody do nienawidzenia jej. Sama tego chciała... Tak, jestem zawistna i cyniczna. To bardzo w moim stylu... W dodatku rozmawiam z własną głową. Na domiar złego.

Coraz bardziej nudziła mnie rutyna, w której trwałam od wielu lat. Nigdy nie sądziłam, że nadejdzie dzień, w którym zacznę rozważać odejście z szeregów Volturi. Czułam się niewiarygodnie głupio - bezczelna nowo narodzona zniszczyła mój światopogląd i już nie byłam niepokonana... Alec widząc co się ze mną dzieje, pocieszał mnie. Powtarzał wciąż, że to tylko jedna, niewiele znacząca wampirzyca, wystarczy ją usunąć i cały problem zniknie. Znów będę niepokonana... Powiedział nawet, że jeśli naprawdę chcę na stałe wyjechać z Volterry, wyjedzie razem ze mną. Mimo tego, że nie zgodziłam się na to, cieszyłam się - zawsze mogłam na niego liczyć. Nie miałam partnera, przyjaciół... ale miałam Aleca, mojego bliźniaczego brata.
***

Spakowałam już wszystkie swoje rzeczy, więc teraz pozostały już tylko kwestie formalne. Decyzję podjęłam nieodwołalnie, a Alec nie próbował mnie zatrzymać. Musiałam teraz poinformować Ara o moich planach, oczywiście nie miałam zamiaru prosić o zgodę. Szłam z podniesioną wysoko głową i typowym dla mnie uśmiechem, który świadczył o mojej wyższości. Byłam bardzo pewna siebie. Po niecałych dwóch sekundach znalazłam się pod drzwiami jego gabinetu. Bez wahania zapukałam, a następnie weszłam do środka.

Mimo tego, że był wampirem i teoretycznie nic nie mogło go zaskoczyć, nie spodziewał się mnie. Zapewne dlatego, że od pewnego czasu nie wychodziłam nawet na moment z mojej sypialni. Nie wiem ile to trwało... dzień, dwa, miesiąc, rok? Było to dla mnie nieistotne. Spojrzał na mnie pytająco, swoimi krwistoczerwonymi oczami. Stwierdziłam, że powinnam po prostu powiedzieć mu, co zamierzam, a następnie wyjść. Nie chciałam być jednak niemiła, zaczęłam kulturalnie, witając go. Był zdezorientowany, nie odpowiedział, nadal wpatrywał się we mnie. Czyżby coś mnie ominęło? Czy coś przeoczyłam? No tak... znowu zapomniałam, że to już nie moja sprawa. Postanowiłam przerwać wymowną ciszę. Przyjęłam typowy dla mnie, wyniosły wyraz twarzy i wypowiedziałam, nieco mniej dobitnie niż zamierzałam, te kilka słów:

- Chciałam Ci powiedzieć, że odchodzę. Przyszłam pożegnać się.

Udał, że mnie nie słyszy. Czyżby chciał mnie sprowokować? Postanowiłam go zignorować, więc bez wahania ruszyłam w kierunku drzwi.

- Nigdzie nie idziesz, Jane - odparł - nie pozwolę ci odejść. Jesteś zbyt cennym członkiem mojej armii, przysięgłaś wierność, musisz zostać.

Tak, naprawdę chciał mnie sprowokować.

Zignorowałam go ponownie, złapałam klamkę... miałam właśnie wyjść, ale udaremnił mi to. Zaatakował mnie od tyłu, przyciskając moje ciało do kamiennej podłogi, jednocześnie badając moje myśli. Zdenerwowana spojrzałam na niego. Ułamek sekundy później wił się z bólu na podłodze. Był taki bezbronny... powinnam go zgładzić, jednak nie byłam w stanie. Postanowiłam uciec czym prędzej, wybiegłam najszybciej jak potrafiłam, to jedyne co mi pozostało... Nie miałam nawet sekundy na przemyślenia, ponieważ znałam Demetriego i wiedziałam, że zadziała błyskawicznie. Było tylko jedno miejsce na świecie, w którym mogłam się ukryć... w domu znienawidzonej przeze mnie Isabelli Cullen. Instynkt samozachowawczy wygrał z moją dumą i honorem. Podjęłam decyzję.

Teraz pozostawało mi liczyć na szczęście.

***

Biegłam czym prędzej przez lasy, pola... Powinnam ukraść jakieś auto i wyjechać w stronę lotniska. Nie pływałam szybciej od samolotu, jak na wampira byłam bardzo powolna... Wiedziałam to, jednak panika nie pozwalała mi nawet pomyśleć o tym, że mogłabym siedzieć spokojnie w jednym miejscu. Czas mijał... musiałam czym prędzej podjąć decyzję. Pobiegłam w stronę miasta.

Nie znałam się na samochodach, jednak błyszczące, czarne porsche wyglądało zachęcająco. Bez wahania wskoczyłam za kierownicę i odjechałam z piskiem opon. Nigdy dotąd nie prowadziłam samochodu, jednak wielokrotnie przyglądałam się temu. Dobrze, że moja doskonała, wampirza pamięć nie zawiodła mnie. Poza tym, nie było to wcale trudne. Gdy ruszałam, potrąciłam kilku przechodniów, być może przejechałam... to było nieistotne. I tak byłam morderczynią, tyle osób w swym życiu zabiłam, a jedna więcej nie robiła różnicy. Docisnęłam pedał gazu najmocniej jak się dało.

Jechałam z zawrotną szybkością. W pewnym momencie, zwyczajni, śmiertelni policjanci próbowali mnie zatrzymać, jadąc na swych żałosnych motocyklach. Nie wiedzieli z kim mają do czynienia, wystarczyło jedno spojrzenie, by mogli się przekonać... jedno głębokie spojrzenie. Sparaliżowało ich całkowicie i stracili kontrolę nad pojazdem. Nie wiem co działo się dalej, zapewne spowodowali karambol. To już na szczęście nie była moja sprawa. Moim celem było lotnisko w Rzymie.
***

Siedziałam wygodnie w fotelu. Samolot wystartował parę minut temu. Nareszcie mogłam zebrać swoje myśli i zastanowić się dlaczego odeszłam... nie mogłam nadziwić się swojej głupocie. Zachodziłam w głowę, co mną kierowało i dlaczego postanowiłam postąpić tak, a nie inaczej. Nie potrafiłam znaleźć żadnego, logicznego wytłumaczenia mojego zachowania. Niestety nie mogłam cofnąć czasu, powinnam się więc teraz skupić na tym, jak wyjść z tej sytuacji cało. Nie wiedziałam, jak zareagują Cullenowie na mój widok i nie miałam pojęcia co powinnam im powiedzieć. Wstydziłam się, chyba po raz pierwszy w życiu, prosić kogoś o drobną przysługę. Wiedziałam, że nienawidzą mnie tak samo jak ja ich, jednak byłam bardzo zdesperowana. Wiele lat temu przysięgałam służyć Volturi, ale nie zdawałam sobie wtedy sprawy z tego, że kiedykolwiek będę żałować tamtej decyzji. Wtedy byłam naprawdę dumna z tego kim jestem, czułam się doceniona, ważna, wszyscy się mnie bali. Bardzo schlebiało mi to. Teraz byłam skazana na śmierć, niestety, z własnej woli... Ćwiczyłam więc w myślach różne wytłumaczenia mojego żałosnego zachowania, jednak żadne nie było dostatecznie dobre. Postanowiłam improwizować... liczyłam na to, że Carlisle zrozumie w jak beznadziejnym położeniu się znalazłam, może na to, że nie będę musiała nic mówić - Edward sam dowie się wszystkiego... Zamknęłam oczy i pogrążyłam się w smutku.
***

Wysiadłam z samolotu na lotnisku w Seattle. Byłam przerażona, ale nie mogłam nic z tym zrobić. Starając się nie myśleć o akcie samo destrukcji, który właśnie dopełniałam, ruszyłam najszybciej jak mogłam w kierunku siedziby wroga. Byłam cholerną hipokrytką, na własne życzenie. Najwidoczniej takie było moje przeznaczenie, od samego początku. Gdy biegłam, zastanawiałam się czy wiedzą już, że złożę im wizytę, czy znali jej powód. Spodziewałam się nieprzyjaznego powitania, co było jak najbardziej słuszne. Następnie wyobraziłam sobie jeszcze mniej przyjemne spotkanie z Demetrim. Wybrałam mniejsze zło... pragnęłam jedynie ochronić własną skórę.

Gdyby moje serce mogło bić, zapewne łomotałoby niemożliwie głośno. Wzięłam głęboki oddech. Stanęłam pod ich domem... Właśnie podnosiłam rękę, by móc zapukać do drzwi, ale uprzedzili mnie. Z głębi domu usłyszałam słowa Carlisle'a - 'proszę wejść, jest otwarte'. Niepewnym krokiem wkroczyłam do środka. Zaskoczyła mnie przestronność wnętrza, jego jasne kolory, doskonale dobrane dodatki. Byłam zachwycona, wystój naprawdę przypadł mi do gustu... Ponieważ nie wiedziałam jak zacząć swoją wypowiedź, postanowiłam grać na zwłokę, rozglądać się po pomieszczeniu, z nadzieją, że wszystko się jakoś ułoży. Byłam tchórzem. Wtedy spojrzałam w oczy Edwarda, który nie uśmiechał się w ogóle, jego twarz wyrażała jedynie niezadowolenie. Dotarła do mnie powaga sytuacji oraz to, że reszta jego rodziny stoi w szyku bojowym. W każdej chwili byli przygotowani do zaatakowania mnie. Przez sekundę rozważałam porażenie ich wzrokiem, jednak szybko opamiętałam się. Sprowokowałabym ich. Nieśmiało uśmiechając się, zaczęłam opowiadać swoją historię... Gdy skończyłam, każdy z nich miał inny wyraz twarzy, a mi było mi niemożliwie głupio. Poczułam, że nie jestem w stanie osiągnąć celu wyprawy, ponieważ nie mogę wypowiedzieć swojej prośby na głos. Zrozpaczona uciekłam z tamtego domu, klnąc w myślach na wszystko i zastanawiając się co mnie do tego podkusiło.

Najprawdopodobniej po raz pierwszy od kilkunastu godzin stałam się sobą. Nie byłam już pewna siebie, jednak przynajmniej przestałam błagać o litość. Zawsze to jakieś pocieszenie.
***

Nie wiedziałam dokąd dobiegłam. Nie zwracałam na to uwagi, ponieważ czułam się upokorzona i nieszczęśliwa. Zwinęłam się w jakichś krzakach i płakałam. Czekałam na Demetriego. Miałam nadzieję, że skończy ze mną bardzo szybko, nie zamierzałam się bronić. Być może podpali krzaki? Może nawet się nie zorientuję? Mijały minuty, godziny... nie wiem ile czasu siedziałam, kiedy nagle usłyszałam czyjeś kroki... więc mój żywot dobiegł końca. Ach... nareszcie miałam zostać ukarana za swą głupotę! Marzenia tylu osób nareszcie miały się spełnić. Zacisnęłam mocno oczy czekając na cios, czekając na płomienie, czekając na śmierć. O dziwo! Nic takiego się nie wydarzyło. Ktoś czule objął mnie ramieniem i usiadł koło mnie. Powróciło zażenowanie, powróciło upokorzenie... jednak spełniłam prośbę Esme. Poszłam z nią w kierunku domu.
***

Nikt nie zaakceptował mnie w pełni, jednak zgodzili się pomóc. Po prostu zrobiło im się mnie żal. Starałam się więc udawać, że nie istnieję. Nienawidziłam, uczucia beznadziejności. Byłam bezradna, ale mimo tego, nie chciałam by ktokolwiek się nade mną litował. Całe dnie spędzałam w jednej z ich sypialni na strychu, nie wychodząc prawie wcale. Dręczyło mnie pragnienie, jednak nie chciałam pić krwi zwierząt, a polowanie na ludzi również nie wchodziło w grę, ponieważ tego wyraźnie mi zabronili. Po raz kolejny czułam się bezwartościowa, słaba... wiedziałam, że przegrałam. Mimo wszystko pragnęłam zemsty. Nie byłam wdzięczna.
***

Po kilku tygodniach przyzwyczaiłam się do atmosfery panującej w tym domu. Do jego mieszkańców, do wegetarianizmu... Radość i miłość emanowała z każdego... prócz mnie, byłam pełna nienawiści. Kiedyś patrzyłam na nich z politowaniem, myśląc, że się oszukują. Teraz zrozumiałam jak bardzo wtedy się myliłam. Oni naprawdę się kochali. Nie widziałam czegoś podobnego nigdy, nawet gdy byłam człowiekiem, w swoim rodzinnym domu. Nie mogłam więc uwierzyć temu co zaobserwowałam, a raczej po prostu zazdrościłam im tego. Każdy z nich miał swoją drugą połówkę, żyli jak prawdziwa rodzina i w dodatku mieli dziecko - Renesmee, która była ich słoneczkiem - rozświetlała każdy monotonny dzień. Już wiedziałam, dlaczego tyle osób chciało wtedy walczyć, narazić swe życie, dla tej małej, półwampirzej dziewczynki. Poznałam również każdego Cullena. Edward i Isabella wyraźnie za mną nie przepadali, jednak starali się mnie tolerować. Dla reszty byłam obojętna. Tylko Esme się o mnie martwiła, miała naprawdę wielkie serce, nie potrafiłam jej nie lubić...

Minęło sporo czasu, od kiedy z nimi zamieszkałam. Nadal nie byłam jedną z nich, ale po prostu pogodzili się z moją obecnością. Znałam już talent każdego z nich, lepiej niż wcześniej, znałam ich charaktery, wiedziałam co nimi kieruje. Coraz częściej łapałam się na tym, że rozmyślam nad powrotem do Volturi. Informacje, które zgromadziłam, z pewnością okazałyby się cenne. Starałam się teraz nie użalać się nad sobą, tylko przypomnieć sobie dlaczego tak właściwie opuściłam Volterrę - mój dom. W moim umyśle pojawiły się plany niecnych intryg, które niegdyś chciałam wcielić w życie - pragnęłam wtedy zniszczenia Belli. Teraz wiedziałam, że nie mogę niczego tak po prostu zrealizować, ponieważ poznałam Alice i wiedziałam, że muszę działać spontanicznie. Posiadłam już również wiedzę, dotyczącą tego, co najbardziej zaboli Bellę - strata Renesmee. Plan był bardzo prosty, a ja musiałam działać natychmiast. Mimo tego, nic konkretnego nie postanowiłam. Alice nie mogła nic zobaczyć, bardzo kontrolowałam swoje myśli przy Edwardzie. Nikt nie mógł się niczego spodziewać.
***

Padał śnieg... Patrzyłam na piękne, drobne, mieniące się w słońcu gwiazdki o regularnych kształtach. Uwielbiałam zimę, wszystko było wtedy białe, takie piękne... Minął już prawie rok od mojej ucieczki, a Volturi nadal nie stawili się by mnie zgładzić. Zastanawiało mnie dlaczego... być może wiedzieli gdzie jestem i nie chcieli niepokoić Carlisle'a? Nie miałam pojęcia, czy to dostateczny powód do radości. Wiedziałam jedynie, że dłużej nie zniosę tej ciepłej, radosnej atmosfery, byłam zbyt nieszczęśliwa. Teraz czekałam jedynie na dobry moment. Musiałam działać. A Alice i Jasper już od dawna planowali porządne polowanie. Oczywiście nie mogłam postanowić, że właśnie wtedy zrobię cokolwiek. Po prostu czekałam. Zamierzałam improwizować.
***

Była mroźna noc, jednak mnie to nie przeszkadzało. Oddalałam od Forks. Nessie spała w moich ramionach. Przez chwilę zrobiło mi się jej żal, jednak od samego początku musiałam to zrobić, ponieważ wiedziałam, że to nieuniknione. Wiedziałam też, że umrę, a przed śmiercią musiałam się zemścić. To właśnie to dziecko było wszystkiemu winne. Zamknęłam oczy i obnażyłam kły. Decyzja została podjęta już dawno.

Nocną ciszę rozdarł krzyk dziecka.

Hybryda nie smakowała tak jak zwykły człowiek, nie była taka pyszna, apetyczna, wyssanie jej krwi nie gasiło pragnienia. Mimo tego, oblizałam swój ubrudzony krwią podbródek i z triumfalną miną biegłam dalej. Z trupem małej, czekoladowookiej dziewczynki, w rękach. Poczułam satysfakcję. 'Zemsta jest słodka...' - zamruczałam, biegnąc ile sił w nogach, przed siebie, w świat.

Nawet nie zauważyłam kiedy mnie okrążyli. Dumna z siebie, pełna szczęścia, nie dostrzegałam tego, co się wokół mnie dzieje. Ze wszystkich stron warczały na mnie, gotowe do skoku, groźne bestie. Nie spodziewałam się ich aż tylu... rozpoznałam Jaspera, Alice, Emmeta, Rosalie, Carlisle'a, Bellę, Tanyę, Garreta. Oprócz nich stało tam jeszcze pięciu, dwoje z nich znałam z widzenia, nie wiedziałam jak się nazywają. Zauważyłam, że nie ma z nimi Esme.

Nagle któreś z nich rzuciło się na mnie. Poczułam rozdzierający ból, o wiele gorszy niż ten, który towarzyszy wampirzej przemianie. Chwilę potem poczułam, że płonę...
***

Moje serce wypełniał niemożliwy ból, żal, trwoga. Kochałem swoją córkę ponad życie. Wiedziałem, że Bella czuje to samo. Nic nie mogło nas pocieszyć. Staliśmy tam, przytuleni do siebie, bardzo długo... może dzień, może miesiąc? Ból narastał z każdą chwilą. Nasze słoneczko, nasza najukochańsza... już nigdy się nie uśmiechnie, już nigdy nie otworzy swych brązowych oczek, już nigdy nam nic nie pokaże... Byłem rozdarty. Postanowiłem już nigdy stamtąd nie odchodzić. Byłem martwy, od wewnątrz. Zabicie Jane nie przyniosło ulgi. Chciałem umrzeć...

_____________________

Przepraszam za ewentualne łordowskie znaczki - szukałam ich, ale jestem ślepa, więc na pewno coś przeoczyłam. ;f
__________________
i54.tinypic.com/10d7ebb.png
i29.tinypic.com/10y036u.png

is this the place we used to love?...
i54.tinypic.com/2po5e2s.gif

Edytowane przez niewesolypagorek dnia 10-04-2009 21:38
Wyślij prywatną wiadomość
~Kasztan F
#2 Drukuj posta
Dodany dnia 08-04-2009 18:30
Użytkownik

Awatar

Dom: Hufflepuff
Ranga: Członek Wizengamotu
Punktów: 1453
Ostrzeżeń: 3
Postów: 221
Data rejestracji: 22.11.08
Medale:
Brak

Każdy został urażony indywidualnie, jednak wszyscy łaknęliśmy tego samego r11;-zemsty.


Jedyny łordowski znaczek:}

Niestety w moim przypadku nie było to wcale proste, ponieważ byłam bardzo drobna i niska.


Alice też była. I jakoś nikt się o nią nie martwił. Poza tym, skoro Jane była wampirem, musiała być silna.

- Chciałam Ci powiedzieć, że odchodzę. Przyszłam pożegnać się.


A nie lepiej "Przyszłam się pożegnać"?
"Pożegnać się" brzmi jak tekst piosenki, wiersza... Raczej nie pasuje mi to do Jane.

Dobrze, że moja doskonała, wampirza pamięć nie zawiodła mnie.


Ten kawałek naprawdę mi się nie podoba:< Zupełnie, jakby Superman powiedział "Dobrze, że moja doskonały, niebieski superstrój Supermana mnie nie zawiódł".

Pozwolę przyczepić się do końcówki. Dlaczego Alice nie przewidziała tego, że Jane zabije Nessie, skoro Jane "wiedziała, że musi to zrobić"?
I lekko mdła jest kwestia Edwarda.
__________________
Dr. Chase: To był jeden pocałunek!
Dr. House: Właśnie dlatego nie możesz dotykać moich markerów.

House:Jeśli dostanę ten dyżur, to wskażę tego, kto rozpuszcza plotki o twojej rzekomej zmianie płci
Cuddy: Nie ma takich plotek.
House: Ale będą, jeśli nie dasz mi tego dyżuru

House : O, widze , że mamy trzech muszkieterów. Załatw murzyna, ja dziewczynę , a kangur przestraszy się i ucieknie.

Dr House: Ta tablica nie bez powodu jest BIAŁA
(chwila ciszy)
Dr House: Możesz oddać mi ten CZARNY pisak?

House: [do Cuddy] Aha, prawie zapomniałem, muszę dać 16-letniemu pacjentowi magiczne grzybki by wyeliminować bóle głowy. W porządku?
Cuddy: [sarkastycznie] Żaden problem.
[House uśmiecha sie i wychodzi. Cuddy w panice biegnie za nim]
Cuddy: To był sarkazm!

Dr Foreman: Saturacja w normie.
Dr House: Zmieniła się o jeden procent.
Dr Foreman: Mieści się w normie. To normalne.
Dr House: Gdyby jej DNA zmieniło się o jeden procent byłaby delfinem.

Dr. Chase: Nienawidzę tego dzieciaka.
Dr. House: Lubię tego dzieciaka.
Dr. Chase: Jeszcze go nie poznałeś.

Dr Cameron: Prosisz mnie, bym z tobą poszła?
Dr House: Jasne. Brzmi nieźle.
Dr Cameron: Coś w rodzaju randki?
Dr House: Dokładnie, tylko z wyjątkiem "randki".

Henry: Mój brat nie jest zbyt mądry.
Dr House: Moc genów jest potężna.

Dr House: Potrzebnym mi prawnik.
Vogler: Kogo zabiłeś?
Dr House: Nikogo, ale jest dopiero przed południem.

Wilson: Bądź sobą. Bądź opryskliwy, obojętny, niegrzeczny i arogancki.
House: Nie rób ze mnie świętego.
Wyślij prywatną wiadomość
!Milka F
#3 Drukuj posta
Dodany dnia 08-04-2009 18:34
VIP

Awatar

Dom: Ravenclaw
Ranga: Wybraniec
Punktów: 9487
Ostrzeżeń: 0
Postów: 1,562
Data rejestracji: 25.08.08
Medale:
Brak

Już to mówiłam kilka razy i powtórzę ponownie: masz talent do pisania opowiadań. Czasami olewasz to sobie i piszesz byle jak, nie poprawiając tego. Tutaj jest wprawdzie kilka błędów, ale myślę, że wkrótce ktoś inny je wyłapie, a mi po prostu szkoda czasu. Co jak co, ale przejełam się tym, że Jane zabiła Nessie po cichu, a potem była rozpacz Edwarda i Belli. Doznałam podobnego bólu po śmierci bliskiej osoby i wiem, jak ciężko to przetrwać.


I lekko mdła jest kwestia Edwarda.

Mogę Cię zapewnić, że w takiej sytuacji nie myśli się zwyczajnie ani nie formułuje normalnych zdań. Czujesz tylko negatywne uczucia i wewnętrzną pustkę (która znika po pewnym czasie).
__________________
W życia wędrówce, na połowie czasu,
Straciwszy z oczu szlak nieomylnej drogi,
W głębi ciemnego znalazłem się lasu.

Edytowane przez Milka dnia 08-04-2009 18:37
Wyślij prywatną wiadomość
~Mandarynka F
#4 Drukuj posta
Dodany dnia 08-04-2009 18:45
Użytkownik

Awatar

Dom: Ravenclaw
Ranga: Barman w Dziurawym Kotle
Punktów: 1332
Ostrzeżeń: 3
Postów: 519
Data rejestracji: 25.12.08
Medale:
Brak

Byłam przerażona, ale mogłam nic z tym zrobić

Tego bardzo nie rozumiem. Nie powinno być "Byłam przerażona, ale nie mogłam nic z tym zrobić"?

No. Trochę interpunkcja mnie raziła, ale ogólnie jest fajnie.
Nie czytałam jeszcze "Przed świtem", ale kiedyś trzeba by.
Domyślam się, że Jane porwała Renesmee, kiedy reszta była na polowaniu. Tylko trochę mnie dziwi, że nikt z małą nie został. To takie trochę pójście na łatwiznę. Skoro była oczkiem w głowie, to raczej "oka" się nie zostawia. To by było tyle czepiania się.

Podoba mi się. Przedstawienie świata oczami Jane. Jak przeczytam "Przed świtem", to może dojdę o co chodziło z tym wszystkim i zrobię edita.

__________________
'Złota gwiazdka spłynęła bokiem po jego skroni i policzku, po czym wsiąkła w poduszkę'
- Córka Robrojka - M. Musierowicz
~ ~ ~

'Miłość jest ślepa. Im mocniej się kogoś kocha, tym bardziej irracjonalnie się postępuje'
- Księżyc w nowiu - S. Meyer
~ ~ ~

'Życie jest różne, dobre i złe, naturalnie. Ale jak ktoś je widzi na czarno, to od razu stwierdza, że je zna, a jak na biało czy tam na różowo, to - że nie ma się o życiu pojęcia'
- Niespokojne godziny - I. Jurgielewiczowa
~ ~ ~

'Jeśli będziesz szanował tylko prawdę, nie będziesz miał wiele do szanowania. Dwa plus dwa równa się cztery, to będzie jedyny obiekt twojego szacunku. Poza tym będziesz stykał się z rzeczami niepewnymi: uczucia, normy, wartości, wybory - to wszystko konstrukcje delikatne i płynne. Nie ma w nich nic z matematyki. Szacunkiem darzy się nie to, co jest zatwierdzone, lecz to, co jest proponowane'
- Dziecko Noego - E. E. Schmitt
~ ~ ~

'To zabawne, do czego człowiek robi się zdolny, kiedy w grę wchodzi coś, czego nie można mieć'
- Przed świtem - S. Meyer
~ ~ ~

'Bo [wszystko] jest proste. Trzeba w to wierzyć. Wiedzieć czego się chce i do tego dążyć'
- Okularnica - E. Wojnarowska
~ ~ ~

'Miłość jest okrutna i bezwzględna. Trzeba stale mieć się przed nią na baczności. Strzec siebie przed jej otchłanią. I kochać świat. To wystarczy. By poczuć się szczęśliwym'
- Okularnica - E. Wojnarowska
~ ~ ~

'Najgorszy z życiowych błędów polega na tym, że jesteśmy tacy, jakimi chcą nas widzieć inni ludzie'
- Ja tego nie przeżyję! - R. Rushton
~ ~ ~

'Czasami musimy ludzi ranić, by się nie rozpaść. Ale musimy robić to z miłością, i tyle'
- Egzamin dojrzałości - L. Lowry
~ ~ ~

'Sława i wsparcie fanów oznacza, iż należy pomóc innym w realizacji ich marzeń. A to, że czyjeś marzenia niekoniecznie wiążą się z telewizyjnymi kamerami i mnóstwem pieniędzy , wcale nie oznacza, że są one mniej ważne'
- Moja siostra jest gwiazdą pop - K. Greene
Wyślij prywatną wiadomość
!niewesolypagorek F
#5 Drukuj posta
Dodany dnia 08-04-2009 22:04
VIP

Awatar

Dom: Ravenclaw
Ranga: Śmiertelna Relikwia
Punktów: 10408
Ostrzeżeń: 0
Postów: 660
Data rejestracji: 25.08.08
Medale:
Medal Medal Medal

Alice też była. I jakoś nikt się o nią nie martwił. Poza tym, skoro Jane była wampirem, musiała być silna.

Ale Dżejn się martwiła... skoro miała taki dar i dotychczas była niepokonana, nie musiała uczyć się walczyć.

A nie lepiej "Przyszłam się pożegnać"?
"Pożegnać się" brzmi jak tekst piosenki, wiersza... Raczej nie pasuje mi to do Jane.

Hm, parę osób mówiło mi, że to dziwnie brzmi, jednakże dla mnie zupełnie normalnie. To czy pasuje/nie pasuje Ci to do Jane, zależy tylko i wyłącznie od Ciebie. Meyer nie nie napisała o Jane nic, prócz tego kim jest, czym się zajmuje i jak wygląda. Jedyne cechy jej charakteru jakie znalazłam w tekście - złośliwa, mściwa i sieje postrach.
Poza tym, to ja pisałam ten tekst, więc raczej to sformułowanie powinno pasować do mnie - a pasuje w 100%. Tego drugiego [wg wszystkich poprawniejszego] nie stosuję w ogóle.


Ten kawałek naprawdę mi się nie podoba:< Zupełnie, jakby Superman powiedział "Dobrze, że moja doskonały, niebieski superstrój Supermana mnie nie zawiódł".


Dobrze, że wspaniały, genialny Kasztan poprawił mnie! [*]

Dlaczego Alice nie przewidziała tego, że Jane zabije Nessie, skoro Jane "wiedziała, że musi to zrobić"?

Alice nie widzi losów Nessie. :}
Dopóki Jane nie wymyśliła konkretnego sposobu pozbycia się Nessie, Alice nie mogła również ujrzeć, jak się to dla niej [Dżejn] skończy.

Nie powinno być "Byłam przerażona, ale nie mogłam nic z tym zrobić"?

Powinno być... ;f Cóż. Nie zauważyłam podczas pisania, czytania i czytania... ; d

Dziękuję.

_________

Co do mdłej/nudnej/niedopracowanej/czyjakwamsiępodoba kwestii Edwarda, mam kilka wytłumaczeń dlaczego jest tak, a nie inaczej:

*Edward był w szoku,
*Pracę konkursową musiałam wysłać do godziny 24, a była już 23Kotecek0, a ów tekst nadal był nie sprawdzony,
*Nie mogłam się nad tym rozpisywaćponieważ zakończenie było by głupie i melodramatyczne bądź po prostu głupie. Miałam zakończyć samobójstwem i latami żałoby? Chyba niedopowiedzenie lepiej pasuje w tym momencie.
*Mam tendencję do psucia wszystkiego, co można uznać za całkiem niezłe. Skoro przez 7,5 strony w łordzie udało mi się zachować poziom, nie mogłam go stracić w zakończeniu!! ;O
*Mi się podoba. :}
__________________
i54.tinypic.com/10d7ebb.png
i29.tinypic.com/10y036u.png

is this the place we used to love?...
i54.tinypic.com/2po5e2s.gif

Edytowane przez niewesolypagorek dnia 09-04-2009 10:54
Wyślij prywatną wiadomość
~Vampirzyca F
#6 Drukuj posta
Dodany dnia 08-04-2009 23:59
Użytkownik

Awatar

Dom: Slytherin
Ranga: Niewymowny
Punktów: 1667
Ostrzeżeń: 1
Postów: 371
Data rejestracji: 26.08.08
Medale:
Brak

Piszesz naprawdę dobrze, ale mimo wszystko bardziej cię widzę w tekstach poważnych, analizujących osobowości, takich, jak ten, który zaprezentowałaś, niż w parodiach i innych 'na śmiesznie'.

Tekst przypomniał mi o istnieniu - właściwie zapomnianej - Jane. Jakoś nie zwróciłam na nią zbytniej uwagi w czasie lektury którejkolwiek z części sagi. ;d A szkoda, bo warto. Jest ciekawą postacią, muszę przyznać.

Ukazałaś ją z bardziej 'ludzkiej' (o, ironio) strony. I to mi się podobało. Zakończenie - niezłe. Chociaż imo niepotrzebna jest wstawka Edwarda. Albo może i być, tylko bardziej ją rozwinąć. Bo takie ani be, ani me. Coś z tym zrobić. Więcej tragedii, w końcu stracili dziecko, hym? Coś w każdym razie mi tam nie pasuje. ;d

Ale ogólnie oceniam tekst na dużą piątkę z plusem, bo na szóstkę - zakończenie - wiadomo.
__________________
Wilson: On każdego roku leczy tysiące ludzi, a ty ilu? Trzydziestu?
House: McDonald robi lepsze hamburgery, niż twoja matka, bo robi ich więcej?

Edytowane przez Vampirzyca dnia 09-04-2009 00:01
http://aaaaniaaa.powiedz.to/ Wyślij prywatną wiadomość
~Destiny F
#7 Drukuj posta
Dodany dnia 09-04-2009 12:31
Użytkownik

Awatar

Dom: Ravenclaw
Ranga: Członek Brygady Inkwizycyjnej
Punktów: 519
Ostrzeżeń: 0
Postów: 135
Data rejestracji: 26.08.08
Medale:
Brak

Nareszcie jakiś tekst o jednej z moich ulubionych bohaterek Zmierzchu:)

Naprawdę dobrze opisałaś jej uczucia. Zazwyczaj opowiadania z narracją pierwszoosobową nie przypadają mi do gustu, bo często są takie jakieś... sztucznie i mdłe. Z twoim tekstem jest oczywiście inaczej- jest ciekawy, a charakter Jane jest naprawdę dobrze oddany.

Jedyne co mi się nie podoba, to kwestia Edwarda;p Po prostu nie cierpię tego gościa i każda wzmianka o nim mnie denerwuje.
__________________

Do lata, do lata, do lata piechotą będę szła...
Wyślij prywatną wiadomość
!Delirantka F
#8 Drukuj posta
Dodany dnia 11-04-2009 00:49
VIP

Awatar

Dom: Slytherin
Ranga: Mistrz Eliksirów
Punktów: 2914
Ostrzeżeń: 0
Postów: 439
Data rejestracji: 25.08.08
Medale:
Brak

No.
Skończyłam sprzątać to, co chciałam posprzątać. Bo chciałam posprzątać, więc wywaliłam wszystko z szaf i narobiłam takiego bałaganu, że dwie godziny próbowałam to opanować. No ale żyję, ofiar śmiertelnych nie było, jestem cała i zdrowa, więc postanowiłam coś skomciać z tejże okazji.
A tak naprawdę, to sama tego nie postanowiłam, tylko ktoś tutaj mnie zmusza i męczy, więc nie mam wyboru, noo.
Dobra, zaczynam, bo się do rana nie wyrobię.
Aaa, właśnie, miałam napisać ten komentarz o 2:09, ale chyba mi to nie wyjdzie, gdyż abyż jest teraz 00:20, a wątpię bym pisała tę moją radosną tfurczość tak długo. Rzadko mi się to zdarza, a Wam to już pewnie wcale.
Ech, no dobra, zaczynam już.

Najpierw trochę czepialstwa technicznego, z zasady i coby z wprawy nie wyjść.
Ciskałam moim morderczym spojrzeniem na nią

No cudzym morderczym spojrzeniem to nie za bardzo można ciskać, dlatego to słówko wywaliłabym.
Przypomniało mi się bzdurne przysłowie 'gdyby wzrok mógł zabijać...' -

To jest raczej powiedzenie, a nie przysłowie. ;d
W dodatku rozmawiam z własną głową. Na domiar złego.

Nie, nie, nie. Dotąd ff utrzymany był we względnie spójnym stylu, więc co ta wstawka tutaj robi? Out, bo niszczy cały nastrój.
próbując obmyślić niecny plan.

...Dracona. ;d Od razu mi się skojarzyło. ;d
Nie pływałam szybciej od samolotu

Ja w sumie też nie, ale zważywszy na to, że samoloty zwykły latać, mogłabym się nad tym zastanowić. ;d

Ok, kończę. ;d
Z punktu technicznego uwag będzie na tyle. Oczywiście można by się czepiać pojedynczych zdań, ale po co, skoro przyjdzie wióra i stwierdzi, że ma własną gramatykę "po wiórowatemu"? :D

Natomiast jeśli chodzi o treść... Cóż.
Ujmę to tak: na początku trochę nużyły mnie... Wróć. Złe słowo. Hm. Na początku miałam wrażenie, że lekko przesadziłaś z opisami uczuć Jane. Tak jakbyś skupiła się tylko na nich, niemal miałam wrażenie, że powielałaś te same kwestie tylko innymi słowami. Później wrażenie znikło, bo i rzeczywiście takie opisy stały się potrzebne. Ale pomimo nich, nie jestem całkowicie przekonana do tego, że Jane wybrała na "kryjówkę" dom wroga. Jakoś do końca nie przemawia to do mnie. Czegoś po prostu mi tutaj brakuje.
Nie czepiałabym się natomiast tego, czego uczepiła się Rock_Idiot:
Dlaczego Alice nie przewidziała tego, że Jane zabije Nessie, skoro Jane "wiedziała, że musi to zrobić"?

Pomijając tłumaczenie autorki; wewnętrzna potrzeba zrobienia czegoś to nie to samo, co decyzja o zrobieniu tego, czyż nie? ;d Bo wewnętrzną potrzebę możemy mieć całe życie, a decyzja jest bardziej... Hm. Skonkretyzowana.
A przynajmniej ja sobie tak to tłumaczę. ;d

A wracając do ficka...
Muszę przyznać jedno - pomimo długości, czytało się go naprawdę dobrze. Z jednego wydarzenia płynnie przechodziłaś w drugie i nawet nie zauważyłam, że zbliżam się do końcówki.
No i końcówka - była ok. Wiadome, kwestię Edzia-pedzia wywaliłabym na zbity pysk, ale jeśli chodzi o to, co zrobiła Jane - mi pasuje i to bardzo.

Reasumując: podoba mi się. Oczywiście wprowadziłabym małe poprawki (większe poprawki? :D), ale i tak jest dobrze. Nie wiem, co jeszcze mogę napisać. ;d Dawno nic nie komciałam i wyszłam z wprawy.
Ach, przecinki. Przecinki w tym ficku straszą. Będą mi się śniły po nocach. Samodestrukcja też (dzięki, że mi przypomniałaś). ;d Zresztą, błędy to Ty już sama wyłapałaś.
Czekam na coś podobnego w tym samym klimacie. Choć pewnie się nie doczekam, bo z własnej woli Ci się nie będzie chciało, no chyba, że nowy konkurs ogłoszą. ;d


PS. Powodzenia w konkursie! ;d
PS2. Na pewno czegoś zapomniałam napisać, więc będzie milion editów.
__________________
d'oh

Δ = b² - 4ac

Edytowane przez Delirantka dnia 11-04-2009 10:08
Wyślij prywatną wiadomość
!niewesolypagorek F
#9 Drukuj posta
Dodany dnia 11-04-2009 11:01
VIP

Awatar

Dom: Ravenclaw
Ranga: Śmiertelna Relikwia
Punktów: 10408
Ostrzeżeń: 0
Postów: 660
Data rejestracji: 25.08.08
Medale:
Medal Medal Medal

Ale pomimo nich, nie jestem całkowicie przekonana do tego, że Jane wybrała na "kryjówkę" dom wroga. Jakoś do końca nie przemawia to do mnie. Czegoś po prostu mi tutaj brakuje.

Są dwa powody dla których Jane ukryła sie w domu wroga:
1. Możliwe, że przemilczałam ten dosyć istotny szczegół [nie pamiętam, a czytania tego tekstu mam naprawdę dosyć] - Bella była tzw. tarczą i była jedyną osobą, której Demetri nie mógł wytropić. W dodatku potrafiła swą tarczę nanieść również na kogoś - dlatego Jane postanowiła wybrać się właśnie tam.

2.To było pierwsze co mi przyszło do głowy, w przeciągu minuty nie wpadłam na nic lepszego, a jakoś musiałam skrzyżować losy Cullenów z Jane, by móc opisać zamierzoną zemstę.
Zegar tykał niemiłosiernie... działałam możliwie najszybciej. :}

To jest raczej powiedzenie, a nie przysłowie. ;d

Gdy pisałam to, również zauważyłam, ze to nie jest przysłowie, ale zapomniałam o słowie 'powiedzenie' - czasu nie było, więc napisałam to co pamiętałam. Potem zapomniałam do tego wrócić.

A tak naprawdę, to sama tego nie postanowiłam, tylko ktoś tutaj mnie zmusza i męczy, więc nie mam wyboru, noo.

Nie wiem o kim mówisz!

PS. Powodzenia w konkursie! ;d

Buahaahah... raczej szczęścia i nieuważnego jurora. ^.^
Po 'tą zemstę', 'sie', zgubionym 'nie', samo destrukcji, nieczasowniku, interpunkcji i interpunkcji oraz zepsutym justowaniu w pierwszym akapicie, nie pozostaje mi wierzyć w nic innego. :}
__________________
i54.tinypic.com/10d7ebb.png
i29.tinypic.com/10y036u.png

is this the place we used to love?...
i54.tinypic.com/2po5e2s.gif

Edytowane przez niewesolypagorek dnia 11-04-2009 11:03
Wyślij prywatną wiadomość
Przeskocz do forum:
RIGHT