Kiedyś jedzone często, dziś nieco rzadziej, a to dlatego, że po prostu mi się znudziły. Jako że moja babcia, mieszkająca ode mnie sześć kilometrów, nie ma co w domu robić, poza oglądaniem bzdurnych seriali, lepi pierogi, tradycyjnie nadziewane kapustą i twarogiem, podawane ze smażoną cebulką i skwarkami oraz kwaśną śmietaną/naturalnym jogurtem. Na smak nie ma co narzekać, ale trochę się przejadły. Zmuszam więc mamę do robienia pierogów z jagodami, tudzież truskawki, choć preferuję te pierwsze; polane słodką śmietanką - niebo w gębie. Ruskich nie mam kiedy jeść, ale to nie moja wina, podobnie do tych nadziewanych mięsem.
Najlepsze pierogi jednak, jakie jadłam, to były kołduny litewskie nadziewane twarogiem i serem! *.* Podano nam je w restauracji w Trokach i z tego, co pamiętam, zjadłam je trzy (nie tylko ja zresztą), a potem brzuch bolał mnie z przejedzenia. Cóż, czego się nie zrobi dla przyjemności.