Dobra, przyznam się... Gdy nagrała kilka lat temu Here I go again, słuchałam jej. Nie wiem, co mną kierowało za bardzo, ale byłam jeszcze małą dziewczynką, która nie miała jeszcze aż tak ukształtowanego światopoglądu, jak teraz.
I cieszyłam się, gdy weszła do składu, który zaśpiewa w Sopocie w Operze Leśnej. Ale wtedy moja opinia o jej piosenkach, a raczej o jej głosie, radykalnie się przełamała. Cóż tu dużo mówić? Zdałam sobie dopiero sprawę z jej "wielkości" właśnie po tym występie.
Jaki początek miałaby jej kariera, gdyby nie była żoną Michała Wiśniewskiego, lidera zespołu "Ich Troje", który odniósł wielki sukces? Żaden - tylko taka odpowiedź może być. Teraz śpiewa tylko po licznych chałturkach. Taki oto koniec czeka wszystkie Mandaryny.
Cóż, kariera karierą. Jej prywatne życie niewiele mnie obchodzi, bo i tak jest strasznie zagmatwane, a poza tym nie za bardzo interesuję się plotkami. ;d Śmieszyła mnie jednak jej stała kłótnia z czerwonym/zielonym/białym/pomarańczowym (?) Michałem.